Nie znam osoby, która przeszłaby obojętnie obok naleśników.
Dla wielu z nas to smak z dzieciństwa, do którego bardzo często chcemy powrócić.
Najlepsze są oczywiście te robione przez mamę, ale trudno w dorosłym życiu zbyt
często na taki rarytas liczyć. Podobnie jak w Polsce naleśniki są również bardzo
popularne i lubiane w Szkocji. Smakują prawie tak samo, ale ich wygląd jak i sposób
podawania jest zupełnie inny od tego do którego przywykliśmy. Ten post poświęcam
właśnie tym ‘inaczej wyglądającym’ (bez podtekstów) szkockim pancakom – ich wykonaniu
i serwowaniu. Przygotuje je w wersji podwieczorkowej, w której często podawane są
w trakcie tea time. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie abyście potraktowali je
jako danie lunchowe lub obiadowe. Do ich wykonania i spożywania nie przypisywałabym
konkretnej godziny ani pory dnia. Jak większość znanych mi Szkotów zajadam się nimi
zawsze, kiedy mam ochotę na coś słodkiego, a puszka z shortbredami lub słodkimi
outcake jest pusta.
Moje Scottish pancakes są zawsze bardzo słodkie, nie
tylko ze względu na ilość cukru, który dodaje do ciasta, ociekające miodem lub
syropem klonowym i obficie okraszone jogurtem greckim i świeżymi owocami- najczęściej
malinami lub (i) borówkami. To wyskokowa dawka szczęścia na pochmurne dni lub uśmiech
w kierunku słonecznego poranka.