Cock-a-Leekie Soup - szkocka alternatywa dla polskiego rosołu.
Kilka miesięcy temu na blogu MOJA mała SZKOCJA zamieściłam
przepis na jedno z najbardziej znanych w Szkocji dań – cock-a-leekie soup. To tradycyjna
szkocka zupa, można by rzec kultowa, która od stuleci gości na tutejszych
stołach i jest serwowana w trakcie wszystkich ważnych szkockich świat, w tym w
Burns Night. Swój rodowód wywodzi od francuskiej zupy cebulowej. Bardzo ją lubię
i dość często gości ona w mojej kuchni. Zawsze gotowałam ją według jednego
sprawdzonego przepisu, który możecie znaleźć pod tym linkiem, aż do czasu,
kiedy to kilka tygodni temu w tutejszej telewizji zobaczyłam program, w którym Mary Berry przygotowała ją w zdecydowanie prostszy sposób. Postanowiłam wypróbować ten przepis,
nieznacznie go modyfikując i dodając moje własne składniki. A efekt-
przepyszna, pożywna i rozgrzewająca zupa.
Mary Berry to znana na wyspach autorka książek kulinarnych. Prowadzi również w telewizji popularne programy o gotowaniu i pieczeniu. To prawdziwa dama
brytyjskiej kuchni. W wieku 85 lat jest wciąż aktywna zawodowo inspirując i wskazując
drogę wielu tutejszym pasjonatom dobrej i zdrowej kuchni. Mary ma szkockie korzenie
i w swojej kuchni często sięga do tutejszych tradycyjnych przepisów. Na prezentacje Cock-a-Leekie wybrała zamek, z wielowiekową historią
mieszczący się na pograniczu szkocko-angielskim.
Zima, taka szkocka, bez śniegu, ale z lekkim mrozem i często
padającym tu deszczem i mocno wiejącym wiatrem to doskonały okres do
przygotowania tej zupy.
Ostatniej niedzieli wybrałam się na kolejny długi spacer po tutejszym lesie. Wiedziałam, że mimo ciepłej odzieży, wrócę zmarznięta i głodna.
Dlatego też przed wyjściem przygotowałam wszystkie niezbędne składniki, aby po powrocie przygotować cock-a-leekie według nowego przepisu. Po godzinie zasiadłam wygodnie na kanapie w living roomie okryta ciepłym wełnianym pledem, z kubkiem aromatycznej zupy.
Dlatego też przed wyjściem przygotowałam wszystkie niezbędne składniki, aby po powrocie przygotować cock-a-leekie według nowego przepisu. Po godzinie zasiadłam wygodnie na kanapie w living roomie okryta ciepłym wełnianym pledem, z kubkiem aromatycznej zupy.
Ale wróćmy do przepisu. Ten, który obecnie zaprezentuje
jest małą modyfikacja przedstawionego przez Mary Berry z dodatkiem moich
sprawdzonych patentów. Na czym polega ta modyfikacja? Mary w swoim przepisie użyła
całego kurczaka, ja, ponieważ w przeciwieństwie do niej nie gotuje dla całej armii,
użyłam jedynie podudzi oddzielonych od kości i pozbawionych skóry (niestety zupy tej nie da się przygotować bez mięsa). Do
wywaru dodałam również nieodzowny dla mnie świeży tymianek, bez którego nie wyobrażam
sobie żadnego dania z kurczaka, dużą cebulę, w którą wbiłam 3 aromatyczne goździki.
Aby wzbogacić smak wrzuciłam również kostkę mojego ulubionego organicznego
bulionu wegeteriańskiego. To nie wszystkie modyfikacje. Ale o nich w dalszej części
postu.
Składniki do mojej Cock-a-Leekie soup:
Wywar:
- Około ½ kg mięsa z kurczaka- podudzia bez kości i skóry
(możecie je kupić w każdym tutejszym sklepie spożywczym. W Polsce widziałam je między
innymi w Biedronce).
- 1 duża cebula
- 3 goździki
- tymianek najlepiej świeży, nadaje cudowny smak i zapach zupie,
jeśli nie macie tu dodajcie 1 łyżeczkę suszonego
- kilka suszonych śliwek (to z kolei modyfikacja, którą zaczerpnęłam
z przepisu Mary)
- sól, pieprz do smaku
- 1,5 bulionu
- dodatkowo ½ kg marchwi i 2 duże pory. Składniki te
dodajemy do gotowego wywaru.
- makaron rosołowy
Przygotowanie:
Mięso, cebule z wbitymi goździkami, tymianek i śliwki wkładam
do garnka. Zalewam 1.5 litra zimnej wody, dodaje kostkę rosołową, sól i pieprz do
smaku. Gotuje doprowadzając do wrzenia, przestawiam na mały ogień i gotuje około
30 minut. Gdy mięso jest miękkie wyciągam je z wywaru i odstawiam do ostygnięcia.
Następnie kroje je na kawałki. Dodaje je na końcu do ugotowanej zupy. Pozostały
wywar można przecedzić.
Ja jedynie wyciągam gałązki tymianku. Nie przeszkadza mi, gdy jakaś zostanie. Z pewnością natkniecie się na nią w trakcie jedzenia zupy.
W wywarze pozostawiam cebule. Jak z pewnością zauważyliście nie dodałam do gotującego wywaru liści laurowych. Uznałam, że suszone śliwki to wystarczająco mocny dodatek, a kurczak wymaga jedynie oprawy tymianku.
Gdy wywar się gotuje myję i obieram marchewkę i por a następnie
kroję je w talarki. Do ugotowanego wywaru, z którego wcześniej wyjęłam mięso i
tymianek wrzucam najpierw por, gotuję 3 minuty i dodaję marchewkę.
Po ugotowaniu makaronu pozostaje mi już tylko zaserwować zupę.
Podaje ją w metalowych, biwakowych kupkach z dużym uchem.
Do kubka wlewam jedną
chochelkę, dodaje sporą łyżkę makaronu i ponownie wlewam zupę, aż po same brzegi. Tak zaserwowaną zupę mogę trzymać w dłoni, siedzieć na kanapie w living
roomie otulona ciepłym, wełnianym, szkockim pledem i oglądać mój ulubiony program
prowadzony przez Susan Calman- Secret Scotland.
Życzę smacznego😊
Ja też bardzo lubię ją lubię, ale nigdy nie przyszło mi do głowy aby dodać do niej kluseczki.
OdpowiedzUsuńA szkoda. Polecam:-)
OdpowiedzUsuń