Są takie dania, bez których nie potrafię wyobrazić sobie
mojej codziennej kuchni. Do nich niewątpliwe należą wszelkiego rodzaju sałatki i
surówki. Lubię je nie tylko dlatego, że są zdrowe i nie pozostawiają tak dużego
śladu węglowego jak dania mięsne, ale przede wszystkim podbiły one moje serce
(a raczej podniebienie), ponieważ łatwo je przygotować, co jest również nie bez
znaczenia, bo pozwala mi zaoszczędzić czas i szybko zaspokoić głód, który często
towarzyszy mi po powrocie z pracy.
Sałatka, na którą przepis dzisiaj wam przedstawiam, to jedno
z dań, które zaliczam do tzw. comfort food. Wykonana jest ze składników,
które zawsze mam w mojej szafce i lodówce, a także w moim mini warzywno - ziołowym
ogródku, i jak już wspomniałam, często pojawia się na moim stole, po długim dniu
pracy. Jej niewątpliwą zaletą, poza wyżej wspomnianymi, jest ‘lekkość’, co
czyni ją również doskonałym posiłkiem na kolacje.
Przepis na te sałatkę otrzymałam kilka lat temu od mojej znajomej z Niemiec, z którą uczęszczałam na zajęcia języka angielskiego do lokalnego College. W oryginalnym przepisie używała ona tuńczyka w oliwie, ale ja wolę tuńczyka w wodzie, do którego dodaje świeżą oliwę.