Łososiowi poświeciłam na tym blogu kilka postów. I możecie
być pewni, że ten nie będzie ostatni. Trudno bowiem pisać o tutejszej kuchni z pominięciem
dań z udziałem tej ryby. Chociaż, jak już wielokrotnie wspominałam, prawdziwi Szkoci
jedzą głównie rybę Haddock. Ponad to uważają Oni, że tzw. Scottish Salmon jest
zjadany głównie przez cudzoziemców względnie Anglików (to dla Szkotów inna
kategoria ludzi).
Ja nie mam, na szczęście, tak rygorystycznego podejścia do
tej ryby. Jednak przez lata mieszkania w kraju kiltu i whisky, zmieniłam podejście
do tego, gdzie należy ją nabywać, a bardziej dokładnie skąd dana ryba pochodzi.
Staram się, w miarę możliwości, odwiedzać profesjonalne sklepy z owocami morza.
Mam tam bowiem gwarancje nabycia najwyższej jakości produktu. A co ważniejsze,
jej cena niewiele odbiega od tej ze znanych dyskontów.
Przepisów na przyrządzenie łososia jest co nie miara. Ja wyznaję zasadę, że im prościej tym lepiej. Ta ryba naprawdę nie wymaga dodatkowej oprawy. Dzisiejsze danie należy do grupy tych ‘niewymagających’. Jeśli macie okazje wykonać je z dzikiego łososia to koniecznie to uczyńcie. Jeśli nie, to kupcie rybę z dobrej i sprawdzonej hodowli. I najważniejsze – możecie je śmiało zaserwować w wielkanocnym stole.