O sałatce tej wspominałam już dwukrotnie w poprzednich
postach. W ostatnim obiecałam wam, że przepis na nią przedstawię w najbliższej przyszłości.
Nie spodziewałam się jednak, że ta przyszłość tak szybko ‘nastanie’. Zaledwie dwa dni po przedstawieniu poprzedniego przepisu, pojawiła się kolejna
okazja do ponownego jej zaserwowania.
Sałatka jest bardzo prosta w przygotowaniu, smaczna, można
ją zestawiać z rożnymi daniami, jak również spożywać solo. A co najważniejsze składniki
do jej przygotowania dostępne są w każdym polskim domu. Nie trzeba więc wybierać
się do sklepu po egzotyczne składniki i wydawać fortuny, aby uraczyć się tym ‘buraczanym’,
egzotycznym smakiem.
Być może jej smak jest wielu z was znany. Podobną sałatkę
wykonuje się w moim domu od kiedy sięgam pamięcią i jestem pewna, że i w
waszych domach jest ona również obecna (być może z niewielkimi zmianami i
dodatkami).
Nie wiem, jak trafiła ona do mojej domowej, polskiej kuchni. Ta marokańska, to efekt wyprawy do jednej z
tutejszych rozlicznych restauracyjek. Znalazłam ją w karcie dań i jak się domyślacie,
na stałe zagościła ona na moim stole.
Obie wersje sałatki są równie smaczne, z tą różnicą, że ta przygotowana, od zawsze, w moim domu, należy do tych z gatunku – błyskawicznych; ta marokańska wymaga odpowiedniego ‘odstania’ w lodówce, tak aby wszystkie smaki dobrze się połączyły.