Zima rozgościła się na dobre i w Szkocji, i w Polsce.
Niestety nie w rejonie, w którym mieszkam, a przynajmniej nie w miejscu, w którym
mieszkam. Z zazdrością oglądam te wszystkie, obficie oprószone śnieżną magią,
fotografie zamieszczane przez was na Instagramie i Facebooku. Ja niestety, w
tym roku, tylko przez dwa dni cieszyłam się śniegiem. Temperatura utrzymująca się
na zewnątrz i jak i długoterminowe prognozy nie wskazują na to, że cokolwiek wkrótce
się w tym temacie (zimy) zmieni.
Ale, pogoda i tu potrafi być często bardzo nieprzyjemna. Silny
wiejący od morza wiatr i zacinający deszcz potrafią przemrozić człowieka do kości.
Po powrocie do domu należy się jakoś rozgrzać. Powiecie, że najlepsza jest na
to szklanka gorącej herbaty lub coś mocniejszego. I owszem, ale dla mnie
najlepszym sposobem na rozgranie i równocześnie na odzyskanie dobrego nastroju
jest zjedzenie miski aromatycznej i pełnej smaków zupy.
Zup, które rozgrzewają i poprawiają nastrój jest w
tutejszej kuchni co nie miara, na czele z moim szkockim rosołkiem, czyli Cock-a-leekiesoup, na którą przepis zamieściłam już na tym blogu. Znajdziecie go pod tymlinkiem. Bardzo lubię jej smak i chętnie ją gotuję, ale równocześnie poszukuje
nowych smaków i aromatów, dlatego też chętnie sięgam do przepisów z różnych
stron świata.
Jednymi z moich ulubionych dań, ostatnio, są te z
dodatkiem soczewicy. Jestem na etapie wypróbowywania przepisów z rożnymi jej
rodzajami. Jednak najbardziej przypadła mi do gustu ta zielona. Z jej udziałem
przygotowuje nie tylko zupy, ale również curry i pierogi (przepis pod tymlinkiem).
Przepis na dzisiejszą zupę wypróbowałam już kilkukrotnie
i za każdym razem smakowała obłędnie. Mam nadzieje, że po jej przygotowaniu i
wy podzielicie moją opinie.